Parę dni temu minęło równo 6 miesięcy odkąd tu jestem. Lubię i pamiętam o celebrowaniu wszelkich rocznic z mojego życia, nawet jeśli rocznica oznacza miesiąc czy pół roku. I to się nie zmieniło. A co się zmieniło? Pobyt tutaj to celebrowanie każdego dnia. Bez wyjątku. Piękne uczucie, kiedy nagle nie wiesz ile ten stan szczęśliwości potrwa i chcesz „nałapać” na zapas pozytywnych emocji. Przypomina mi to trochę celebrowanie każdego dnia wakacji, bo wiesz, że za chwilę się skończą. W tym przypadku nie wiem kiedy skończą się moje wakacje tutaj i dziwne jest że o tym piszę, bo wcale nie jestem na wakacjach! Pracuję, zajmuję się projektami, prowadzę procesy rozwojowe, planuję webinary, uczę się. A jednak przeciwne i cudowne okoliczności tej sytuacji i miejsca w którym przyszło mi żyć powodują, że nie obchodzi mnie co będzie za rok czy dwa. Nie wiem i nie mogę wiedzieć, bo przestałam mieć na to wpływ. Niewiedza ta daje mi paradoksalnie poczucie wolności i dobrego samopoczucia. Kiedyś jako świadoma siebie osoba prywatnie i zawodowo nawet do głowy by mi nie przyszło, żebym nie miała gotowej odpowiedzi na pytanie „Co chcesz robić za 5 lat?”. Dzisiaj dobrze mi z odpowiedzią: Nie wiem co będę robić za 5 lat, ale wiem, że mój statek, który jakiś czas temu wypłynął w rejs po Karaibach dopłynie do jakiejś pięknej wyspy na której zostanę krótko i popłynę dalej. I tak dalej. Moim planem na za 5 lat i na całe życie jest być szczęśliwą. Taki cel, który wydaje się poza wszelkimi kategoriami sprawdzalności i poprawności typu SMART czy inne (bo przecież cel musi być SMARTOWNY ;). Dzisiaj dementuję i nie dam sobie wmówić 🙂 Kwestia dojrzałości i większej świadomości.
Od ostatniego postu wydarzyła się podróż na święta do Polski. Dziwne uczucie, kiedy wysiadasz po ponad 5 miesiącach na lotnisku w Warszawie i czujesz się, jakbyś wracała po dwutygodniowych wakacjach! Oznacza to tylko tyle, że:
1) Czas w US minął okropnie szybko.
2) Za krótko, by w Polsce poczuć się już jak alien.
3) Nie zdążyłam się stęsknić (ale to przekonanie zostało obalone w pierwszej sekundzie, kiedy zobaczyłam rodziców po tylu miesiącach na żywo… no stęskniłam się!!!)
Zacznę od refleksji i rzeczy, która była dla mnie nowa: Dowiedziałam się, że muszę nauczyć się przyjazdów do Polski. Kompetencja do rozwoju! Dziwnie pewnie brzmi, ale już wyjaśniam w czym problem. Na pewno w tym przypadku w bardzo złej organizacji pobytu. Jak należy zorganizować pobytów w Polsce tak, aby mieć dosyć? Kilka ważnych rad cioci Beaty:
Po pierwsze- miej wypełnioną agendę po brzegi już przed wylotem (wszyscy chcą się spotkać a ty ze wszystkimi więc myślisz, że dasz radę i będzie to mega przyjemność). Po 5 spotkaniu tego dnia masz już dość i chcesz jak najszybciej spać, a w nocy w dalszym ciągu śnią ci się pytania „Jak się mieszka w US?”. Fajnie jeśli ktoś jest fejsbukowiczem i cię śledzi, bo wtedy nie ma o czym gadać i możecie sobie spokojnie posiedzieć i poprzebywać 🙂
Po drugie – nakupuj wszystkim amerykańskich czekoladek i innych gadżetów, bo przecie wszyscy oczekują prezentów (tym bardziej, że oprócz tego masz kupione prezenty christmasowe). Rezultat: 3/4 twojej walizki to „dobra amerykańskie” a 1/4 twoje rzeczy, z czego kosmetyczka waży 2 kilo.
Po trzecie – Zaplanuj pobyty tak, aby „Być wszędzie”: w Warszawie, w Zakopanym (bo przecie od 14 lat tam święta i co by tradycji stało się zadość…), w Twoim rodzinnym mieście bo przecie czeka stęskniona pozostała rodzina! No i znowu w Warszawie, bo tu większość znajomych! W rezultacie śpisz w 7 różnych miejscach przez 2 tygodnie!
Po czwarte – zaplanuj, że popracujesz trochę, zaplanuj przeprowadzenie całodniowego warsztatu clean coaching w sobotę poprzedzającą twój powrót do US. Ważne przecie by nie stracić zawodowych kontaktów z Polską bo o Tobie zapomną!!!
Po piąte – Miej w głowie, że trzeba załatwić sprawy administracyjne i inne, bo przecież w US nie ma internetu ani telefonów i wyślą za Tobą list gończy!
Po szóste: Nie bądź asertywna i przyjmij zaproszenie na spotkania, na które „nie chcesz, ale musisz” i pomyśl, że warto było. Czas pokaże, że nie warto, i mogłaś ten dzień spędzić z tatą.
Po siódme: Lataj, lataj, jedz byle gdzie i byle co bo nie ma czasu.
Po ósme: Podczas zimowo-świątecznego pobytu w Polsce planuj sobie spotkania już na sezon letni i wypełniaj agendę!
Po dziewiąte: wychodź na spacer po Warszawie w czasie największego smogu, bo nie będzie już okazji, a jutro wylatujesz.
Po dziesiąte: Bądź ciągle zmęczona i nie rób nic dla siebie. To ci posłuży z pewnością poprawi samopoczucie.
UFF 🙂
Mój lot powrotny do US został odwołany. Przebukowałam sobie na za 3 dni. Nie spieszyłam się. Cieszyłam się jak mała dziewczynka, bo przed oczami miałam takie obrazy: pójdę na spacer po moim ukochanym Nowym Świecie, spotkam się jeszcze z dwiema ważnymi osobami, pójdę spokojnie zjeść kolację we włoskiej Tawernie, pogapię się na TV (DDTVN z Dorotką Welmann i Prokopem), pójdę do Złotych Tarasów na zakupy!! Hurra!!! Nowe, stare małe przyjemności zwyczajnego życia 🙂 Wszystkie marzenia spełniły się, pobyt w Polsce stał się kompletny.
Jestem już w moim amerykańskim domu. Cieszę się na wspomnienie tych wszystkich chwil, tych wszystkich uśmiechniętych buziek. Miód na serce zobaczyć kochanych rodziców, ukochaną kuzynkę i chrześniaczkę, najbliższych przyjaciół i znajomych. I pomimo mojego czarnego dekalogu nie zamieniłabym tych chwil na żadne! Cudowne jest uczucie jak wiele osób chce się ze mną spotkać, jak wiele prezentów dostałam… zabrałam wszystkie! (moja walizka w drodze powrotnej ważyła 28 kilo – 8 kilo więcej! i tylko dzięki temu, że dostaliśmy upgrade do Premium Class nie musiałam dopłacać za nadbagaż!
Przyjazdów do Polski się uczę. Letni pobyt będzie wyglądał inaczej… Na razie mam zaplanowanie tylko 2 spotkania 😉
Bardzo ciekawe refleksje Beatko, i nie tylko bo! Pojawia sie inspiracja jak proste jest pisanie blogu bedac soba. Po prostu!
Dlugich i pieknych podrozy w odkrywaniu wlasnych pejzazy w swiecie zewnetrznym i wewnetrznym…Love
Bogena
PolubieniePolubienie
Dziękuję Bogenko 🙂 twoje komentarze niezwykle mnie inspirująci motywują. Merci!!! Love. Beata
PolubieniePolubienie